Zdecydowanym plusem była fatalna skądinąd pogoda - dość zimno i wiater nie z tej ziemi - zmęczenia się nie czuło, nawet pić się nie chciało. Bez najmniejszych problemów przetańczyłam do końca bez przerwy dłuższej niż na łyk wody - dwie godziny i czterdzieści minut. Pięknie było.
Z kajecika socjologicznego: były tam sobie na tej imprezie młode dziewczątka w zumbociuszkach - a że chyba tańcują raczej w indorze, koszulinki miały maleńkie i cieniuńkie. O takie mniej więcej:
Źródło: ebay.co.uk, a w oryginale pewnie jakiś zumbosklep:) |
Ale nie założyły nic na siebie, bo wierzchnich zumbastycznych katanek chyba nie miały. Fikanie fikaniem, ale naprawdę był ziąb. Mi się zimno robiło od patrzenia na gęsią skórkę na gołych pleckach. Chyba ktoś będzie chory.
PS. Fitnessowe podsumowanie tygodnia: zumba x9 (w tym maraton), joga x3, step x2, fat burning x1, uda+pośladki x1, sztangi x1.
PPS. A za tydzień...
Zumba party i to jeszcze prawie u mnie pod nosem :D szkoda że na razie mieszkam po za Warszawą ;/
OdpowiedzUsuńa co do młodych kobiecinek, dla nich na razie liczy sie wygląd nie zdrowie to przychodzi z czasem ;)
widzę że strasznie aktywny masz tydzien, byle tak dalej!
Ciekawa sprawa z tymi kobiecinkami, bo były w wieku, kiedy poczucie obciachu jest największe. Ja bym te -naście lat temu za nic nie poszła na Zumbę...
OdpowiedzUsuń