środa, 12 września 2012

Dysonanse

Wczoraj przeżyłam potworny dysonans poznawczy. Mianowicie, z powodu pewnych perturbacji związanych ze zmianą nauczyciela jogi (a zatem również miejsca i dni zajęć), musiałam sobie na nowo zagospodarować wtorek. W związku z czym udałam się do osiedlowego punkciku na dwie godzinki: pierwsza to seksi pupa czy coś w tym guście (czyli robienie miliona przysiadów), druga to moja niegdysiejsza forma ukochana, czyli stepik. I po tych dwóch godzinach uczciwej orki poważnie rozważałam, czy nie zostać na kolejną godzinę, albo też może przyjść później na zumbowanie. No panie, albo moja kondycja zaczęła dążyć do mojego ego, albo nie wiem. Bo uczciwie przysiadałam, machałam, spinałam i co tam jeszcze. Dysonans poznawczy, zwłaszcza, że z zumbowania wciąż wypełzam na czworakach. Przetestowane dzisiaj.

Ale nie o tym miało być, a o początkach mojej przygody z fitnesami.

Jak większość przedstawicieli mojego pokolenia, z edukacji szkolnej wyniosłam o sporcie jak najgorsze zdanie. Do czego przyczyniły się wydatnie: wuefy na korytarzu, wuefy przed matematyką z pięciominutową przerwą pomiędzy, wuefy polegające na idiotycznych sprawdzianach z dwutaktu i rzutu piłeczką palantową, czyli prezentacji umiejętności nienabytych w procesie formalnej edukacji, ale oczywiście na ocenę, wuefy z cyklu macie tu piłeczkę/posiedźcie sobie w siłowni/pokibicujcie chłopakom a ja w tym czasie pójdę do sklepu/poczytam sobie harlekinka/golnę sobie w kanciapie. Czyli sport po polsku, praca u podstaw, że się tak wyrażę.

Poza tym miałam dość osobistą niechęć, gdyż w pierwszej klasie szkoły powszechnej przyszła do nas na wuef taka jedna skautka z awuefu i wyłuskiwała dziewczątka do sekcji gimnastyki artystycznej. I wszystkie wybrała poza mną. Więc miałam uraz.

W efekcie po ukończeniu edukacji na poziomie standardowym w bólach odbębniłam obowiązkowe cztery semestry wuefu na studiach; moim namber łan był pilates, a było to jeszcze w czasach, w których kiedy się chciało dowiedzieć co to takiego, trzeba było połączyć się enternetem przez modem. Pilates odbywał się w jakiejś zapyziałej sali lekcyjnej na jakimś dziwnym wydziale. Przed zajęciami trzeba było przesuwać ławki. Serio serio.

Więc nie dziwota, że do sportu się jakoś tak za bardzo nie garnęłam.

Ale przyszedł czas i na mnie, a stało się to za sprawą takiej jednej placówki edukacyjnej, która oddelegowała mnie na pobieranie nauk na daleką północ. Za co jestem jej wdzięczna niepomiernie, bo za inne rzeczy to nie za bardzo. I wsiąkłam. Szkoła szkołą, fajnie w sumie. Ale IKSU. O panie.

Żródło: http://sverigesradio.se/, foto: Ulrika Holmberg, SR
                                       

Formalnie rzecz biorąc, IKSU, jak z rozwinięcia nazwy wynika (Idrottsklubben Studenterna i Umeå), to taki AZS w położonym nieco na północy miasteczku Umeå. Jest to największy klub sportowy w Skandynawii - jakieś 20 000 metrów kwadratowych, a w środku tak zwane wszystko. I pływalnia. I basen do aqua aerobiku. I boiska do siatkówki plażowej. I do unihokeja. I badmintona. I siłownia na trzech poziomach. I jakieś 8 sal do fitnesów. I można siedzieć do oporu. O panie.

Kiedy rozmyślałam sobie nad tym wpisem na blogasku, szperałam trochę w necie, żeby znaleźć jakieś rzucające na kolana fotki. I nic ciekawego nie znalazłam. I trochę się zdziwiłam. A potem sobie pomyślałam, że w sumie sama przez pół roku świątek piątek drałowałam do IKSU, a też nie mam żadnych zdjęć. Bo do IKSU się nie chodzi na lansy, taka prawda.

Ciekawa sprawa, że większość naszych krajowych klubów i klubików, nawet jeśli prowadzi zajęcia w odrapanej sali gimnastycznej, musi je przedstawić na fociach. Albo na wizualizacjach, bądźmy nowocześni, nieprawdaż. A IKSU, cóż, nie musi. Mają jakieś cztery zdjątka w presskicie i chwatit.

Bo jak się spojrzy na to:
Rozkład zajęć na dziś ze strony http://www.iksu.se 
to widać, że nie trzeba się posiłkować jakimiś wizualizacjami. Szkoda miejsca, bo plan na dziś na jednym ekranie się nie mieści - zajęcia od 7:00 do 13:00 i od 15:00 do 21:00. I tak codziennie.

I to taki drugi dysonans.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz