czwartek, 7 marca 2013

Zmiany, zmiany

Ostatnio jestem tak zabiegana, że nie miałam czasu napisać, że wraz z końcem lutego porzuciłam Forest, natomiast z początkiem marca związałam się na dłużej ze Zdrofitem. Powodów jest wiele i wszystkie pokrótce omówię, chociaż oczywiście największym i najgłówniejszym, od którego to wszystko się zaczęło, jest ten, że podpisanie umowy z Benefitem przez firmę państwową, z uwagi na niebywałą dbałość o wydatkowanie naszych, nieprawdaż, pieniędzy publicznych, jest równie zawiłe jak opracowanie szczepionki na raka co najmniej. Ale nic to. Poniżej elementy, które brałam pod uwagę.

Oferta czyli ilość zajęć. Tu zdecydowanie zwyciężył Zdrofit: zajęcia odbywają się i po południu, i rano - dla mnie to dość atrakcyjny element, bo nie jestem przykuta do etatu w godzinach urzędowych, a tym samym zmuszona do chodzenia na zajęcia w godzinach szczytu. Co więcej, Zdrofit to karnet ważny w całej sieci. Forest to niestety jedna lokalizacja i klub czynny tylko po południu.
Z zajęć, które naprawdę lubię, czyli joga, Zumba i sztangi, w lokalizacjach, z których korzystam w Zdroficie, jest joga i Zumba - w sumie na jedno wychodzi, bo w Foreście joga mi niespecjalnie odpowiadała.

Jakość zajęć czyli dostosowanie poziomu do moich oczekiwań. Tu niestety zamieniłam siekierkę na kijek: w Foreście pracują niesamowicie pozytywni i profesjonalni instruktorzy, w Zdroficie tacy się zdarzają (jak na przykład prowadząca jogę Monika Kozłowska, o której już kiedyś pisałam). W Foreście nie miałam wrażenia, że instruktorzy są z ogłoszenia, w Zdroficie - i owszem.

Lokalizacja. O tym, jak istotna jest pasująca nam lokalizacja, przekonałam się przez te dwa miesiące jeżdżenia dzień w dzień do Forestu - kiedyś mieszkałam tam niedaleko i w sumie te wyprawy miały miły, nostalgiczny charakter, ale i tak półtorej godziny dziennie na dojazdy nie jest zbyt fajne. Teraz niedaleko siebie mam Zdrofit wolski, trochę dalej bemowski, a trzy razy w tygodniu planuję jeździć do najdurniej zlokalizowanego klubu świata, czyli do Centrum Olimpijskiego na jogę. Zdrofit wygrywa w tej kategorii.

Atmosfera. Ja w sumie jestem mocno atmosferoodporna i podczas ćwiczeń staram się skupiać na sobie a nie na innych (w związku z czym inni raczej mi nie przeszkadzają), ale muszę powiedzieć, że atmosfera w Foreście jest świetna. Rodzinna, powiedziałabym. I faceci przychodzą na zajęcia, nawet na Zumbę. Menedżment zagląda i pyta, czy się podobają nowe reflektory czy cośtam. Z kolei w Zdroficie - anonimowo, niesympatycznie w recepcji, na zajęciach prawie zawsze same baby. Tak... sieciówkowo i z podziałem na strefę damską (zajęcia) i męską (siłownia).

Cena. Niewielka przewaga Zdrofitu - 117 PLN miesięcznie wobec 150 PLN w Foreście, z tym że w Zdroficie trzeba było wysupłać za pół roku z góry.

Bajery. Zdrofit wygrywa - na wyposażeniu mają saunę i działającą klimatyzację.

Joga z Moniką. 1:0 dla Zdrofitu.


W każdym razie klamka zapadła - czeka mnie co najmniej pół roku ze Zdrofitem. Jak myślicie, pominęłam jakieś ważne kryteria? Czym się kierujecie wybierając klub?

2 komentarze:

  1. Myślę że dużo osób sugeruje się ceną , a właściwie stosunkiem ceny do jakości zajęć jednak ujęłaś to kryterium. Moim zdaniem fajna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też sądzę, że stosunek ceny do jakości jest najistotniejszy - ciekawi mnie jednak, z czego składa się jakość dla poszczególnych osób; dla mnie to właśnie wyżej wymienione.

    OdpowiedzUsuń