Właśnie skończył mi się karnet do klubu Gravity, mieszczącego się przy ulicy Żytniej, na I piętrze w hmmm - biurowiec to to nie jest, raczej taka przestrzeń biurowo-handlowa.
Garść spostrzeżeń:
- jest to klub tylko dla kobiet - wydaje mi się, że decyzja podyktowana przede wszystkim warunkami lokalowymi - i tak jest słabo, bo szatnia od łazienki jest oddzielona korytarzem - bo jakoś nie kupuję zapewnień, że "ćwiczenie w damskim towarzystwie pozwala na wzajemną motywację i wspieranie się". Brakuje mi tylko wyświechtanego frazesu, że "nie będziesz narażona na męskie spojrzenia"... Toż to wiadomo nie od dziś, że kobieta najgorszym wrogiem kobiety:)
- prowadzone zajęcia to klasyczny fitness oraz treningi obwodowe z naciskiem na różne cele treningowe i poszczególne partie ciała - z tych drugich nie korzystałam, te pierwsze - hmmm - z Natalią i Mariuszem OK, z innymi - tak sobie. Ja wiem, że jestem wybredna - w końcu parę lat poświęciłam na chodzenie do Bartka Krynickiego, ale mimo wszystko, dziesięciominutowa rozgrzewka składająca się ze step-touch, cztery kolana, mambo-chasse, to przesada. Zajęcia grupowe tylko po południu, sporo "licencyjnych" - Zumba, TMT, turbospalanie. Na plus, że zawsze się odbywały, a wszelkie zmiany były komunikowane wcześniej na stronie.
- sprzęt do ćwiczeń dość tragiczny - stepy malutkie i ślizgające się, maty miękkie i grube na centymetr. Do tego pani z recepcji robiąca naloty i sprawdzająca "czy wszystkie panie mają ręczniczki". Nie lubię, jak mnie traktują jak dziecko, no nie lubię. Przypomniało mi się, jak to w Jueseju wchodząc do aquaparku trzeba było wypiąć tyłek i pokazać jakie się ma gacie (i że to nie są stringi). Poza tym są jakieś piłki i ciężarki - ale tu i tak nie za dużo da się spieprzyć.
- ceny z kosmosu. Po prostu. Grupon na miesiąc open kosztował jakieś 70 PLN - standardowa cena "bez zobowiązań" to 326 PLN, "najkorzystniejszy" abonament roczny płatny z góry - 2400 PLN. Widziałam jedną osobę z kartą klubową, reszta to albo gruponiary, albo beneficiary. Życzę szczęścia, serio, ale coś mi się widzi, że biznes plan tego przedsięwzięcia pisał ktoś z dyskalkulią.
Kiedy już dostanę mojego Benefita, przejdę się tam parę razy, "żeby im się zwróciło", no i zobaczę, w którą stronę się to rozwinie. Bo nie chcę krakać, ale widzę tylko jedną możliwość.
Ja ćwicze w klubie dla kobiet i jestem zadowolona
OdpowiedzUsuńZawsze trzeba dobierać klub pod siebie!
OdpowiedzUsuńDobrze wybrany klub to podstawa
OdpowiedzUsuńhej dziecinko jeśli chcesz poważnie poćwiczyć zapraszam do WBA na naturalny mocny trening
OdpowiedzUsuńHmm, zostać nazwaną "dziecinką" - cenna rzecz... Nawet przez anonimowe konto do marketingu "szeptanego". W pewnym wieku bierze się co dają.
Usuń