wtorek, 18 września 2012

Kiedy słyszę "Zumba", to mi się rzygać chce

- usłyszałam, jak powiedziała jedna pani do drugiej pani podczas mojej ostatniej bytności w klubie Olimpus. Który to klub nie zniża się do tak prymitywnych form zajęć fitness. Ponieważ mnie to zaciekawiło, podsłuchiwałam dalej bez skrępowania. I dowiedziałam się, że:
  • Zumba jest prymitywna, bo robi się tylko tak (po czym nastąpiła demonstracja jak: rączki po skosie w prawo, rączki po skosie w lewo, potrząśnij tyłkiem, potrząśnij cyckiem)
  • Zumba jest wieśniarska, podobnie jak i zumbociuchy
  • Zumba jest beznadziejna (tu poparcia dla argumentu nie było, bo i po co, w końcu wszystko jasne)
Ponieważ, jak już wspomniałam, rzeczona rozmowa miała miejsce w klubie z tak zwanymi tradycjami, w pierwszym momencie zawstydziłam się bardzo, bo i owszem, na zumbę chadzam, a co gorsza, sprawia mi to ogromną frajdę. Na szczęście po chwili ochłonęłam i wstydzić się przestałam.

Bo niby jest prymitywna? A co nie jest prymitywne? Robienie przysiadów, a potem dla odmiany wykroków? Step nie jest prymitywny? W końcu całą filozofia stepu polega na wchodzeniu i schodzeniu, z reguły w rytmie dwudzielnym. Prymitywna na pewno nie jest joga (chociaż znam osoby, które uważają, że jest "banalna"), taniec na rurze, na pewno wiele rzeczy nieprymitywnych by się znalazło, ale podsłuchana rozmowa miała miejsce przed zajęciami stepu. 

Nie wiem co jest wieśniarskiego w zumbie (to chyba taki argument-wytrych). Idea zumby polega na dobrej zabawie i uproszczonej choreografii przy radosnej muzyce, z jednej strony trochę tandetnej, ale z drugiej stanowiącej dobrą odmianę od umcyumcy na stepie czy innych fitnesach. Żenekomprompa: na stepie jest okej fikać do dresiarskich techniawek i nikt nikogo nie podejrzewa o proletariackie gusta, natomiast fikanie na zumbie do Szakiry, reggeatonu czy redneków od razu implikuje, że jest to muzyka, której uczestnicy słuchają na co dzień. Może dlatego, że się dobrze bawią? No faktycznie, toż to zbrodnia w tym kraju.

Co do zumbociuchów, to jak mawiali starożytni, de gustibus et coloribus... Zwłaszcza coloribus, jeśli o mnie chodzi. Mi ta stylistyka nie podchodzi, więc nie mam i mieć nie planuję. Z pewnym zastanowieniem patrzę na kobitki, które dorobiły się jednego zumbastycznego zestawiku, w którym popylają na każde zajęcia. Natomiast z punktu biznesowego - idea pierwsza klasa. Po pierwsze - ekskluzywność. Po drugie - podkreślanie przynależności. Po trzecie - marża nie z tej ziemi. Aż człowiek żałuje, że sam tego nie wymyślił.

Z ostatnim stwierdzeniem podyskutuję nogami i po raz pierwszy wybiorę się na maraton, organizowany przez dzielnicę Bemowo 23 września.



PS. Podsumowanie ubiegłego tygodnia: zumba x6, joga x2, step x2, fatburning x1, uda+pośladki x1. Waga nieznana - muszę zlokalizować w nowym klubie. Chudnięcie "w wymiarach" zauważyłam na paluszku - pierścionek mi spada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz