poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nie lubię poniedziałków...

...a w szczególności na początku roku. Chodzę na fitness czwarty rok z rzędu i zawsze jest tak samo.

W połowie grudnia zajęcia wyglądają tak:

http://www.towerfitnesscenter.com
Wiatr hula w salach, co sprytniejsi fitnessowi biznesmeni odwołują zajęcia (miło, jeśli nas o tym poinformują zawczasu, ale nie jest to normą, oj nie), ciemno, zimno i w ogóle do kitu.

Później jest taki mały zryw przed Sylwestrem - na przykład na dwa dni przed. Tak żeby szybko spalić pierożki i makowca. Bardzo mnie zawsze rozczulają dziewczęta w sylwestrowych dekoltach siadające ze stękaniem godnym trójboisty, bo pobieżały na jakieś ABT czy inną narciarską zaprawę po imprezową formę.

Ale to jest do przeżycia - w końcu trwa średnio dwa dni.

Natomiast po Nowym Roku... Po Nowym Roku jest gorzej.

Sala wygląda tak:
http://pix11expopartner.wordpress.com/
W sali unosi się zapach nowych butów, nowych koszulek, nowych spodni i w ogóle nowości. Na przykład Nowego Lepszego Ja. 
Ja, które tym razem będzie uczciwie ćwiczyć, bo w końcu wydało się tyle pieniędzy na karnet, więc grzechem byłoby jego zmarnowanie.
 Ja, które tym razem nie zniechęci się po tygodniu i będzie chodzić, nawet jak będzie padał deszcz albo świeciło słońce. 
Ja, które nie stwierdzi po miesiącu, że w sumie nie musi płacić za fitness, bo w końcu płaci za Internet, a na Internecie jest Jillian Michaels i Ewa Chodakowska, więc sobie pomacha nogą w domu.

Nowe Lepsze Ja pojawia się w klubie na początku roku, co znamienne, w poniedziałki. Dlaczego właśnie w poniedziałki? Przyczyn może być kilka: 
  • na przykład dlatego, że weekend była impreza i Gosia/Kasia/Ania miała coś tam chudsze
  • albo nie miała chudsze, tylko trzeba spalić piwo/chipsy/sałatki
  • albo nie było imprezy i jest to wynik sobotnio-niedzielnych przemyśleń na temat kondycji świata i swojej własnej
W środku tygodnia wszystko wraca do normy. A od poniedziałku de novo, i tak dalej, mniej więcej do połowy marca.

Dlatego nie lubię poniedziałków. A w szczególności na początku roku.

PS. Nie chcę być źle zrozumiana: chciałabym, żeby jak najwięcej osób chodziło na fitness. Tylko że regularnie. Bo istotne zwiększenie popytu pozytywnie wpłynie na nastroje właścicieli klubów, a zatem i na ofertę klubów, które będą mogły się rozwijać, otwierać nowe grupy, może nawet nowe lokalizacje. Może kluby z jedną salą przestaną być normą, a staną się takim naszym pszenno-buraczanym folklorem i ciekawostką. Może wyrobimy sobie w narodzie fitnessowego ducha, który sprawi, że kluby nie będą musiały zabezpieczać przyszłych zysków żądając opłat za wiele miesięcy z góry, bo zyski i tak się pojawią. Czego sobie i wam w Nowym Roku życzę.

3 komentarze:

  1. nowy rok , nowe postanowienia których prawie nikomu nie udaje się zrealizować :) też nie cierpię poniedziałków .
    witam ,
    zapraszam na mojego bloga gdzie piszę porady jak schudnąć ,jak ćwiczyć , moim postanowieniem noworocznym jest schudnięcie , na razie jestem na diecie o 6 dni więc moje doświadczenia itd nie są jakieś wielkie ale zawsze jakaś wiedzę na temat odchudzania nabrałam , zapraszam na bloga , wspólne odchudzanie zawsze jest lepsze niż samodzielne , można się wspierać i wymieniać efektami , Już jutro nowy post na temat tego jak pokonać nie chęć do ćwiczeń fizycznych ,.
    http://perfektbin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój dzisiejszy post jest bardzo demotywujący dla wszystkich którzy odkrywają swoje Nowe Ja, czuć dyskryminację w twoich słowach, to nie pomaga, takie patrzenie z góry przez 'starych wyjadaczy' którzy zaczęli ćwiczyć czasem być może niewiele wcześniej. Wiem że nie chciałaś być tak zrozumiana, ale tak się właśnie odbiera takie słowa. Pozdrawiam, Noworoczna Nowa Ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "reality check" bywa demotywujący... Tym bardziej trzymam kciuki za powodzenie noworocznych postanowień!

      Usuń