Uwadze polecam zwłaszcza odwiedzenie klubu w Centrum Olimpijskim, gdyż warto na własne oczy zobaczyć, do czego prowadzą pomysły racjonalizatorskie polegające na upchnięciu wszystkich zajęć niebędących rowerami do maciupeńkiej, klaustrofobicznej salki i oddanie rowerom w posiadanie sali, w której obecnie hula wiatr, bo te 27 rowerów, które i tak się mieściły w obecnej sali do fitnessu, zajmuje może połowę miejsca. W rezultacie o trzydzieści procent ograniczono liczbę uczestników zajęć (a szczerze powiedziawszy powinno się ją ograniczyć o kolejne trzydzieści, bo zajęcia - w przeciwieństwie do rowerów - są albo stacjonarne i zajmujące miejsce na matę, jak joga czy pilates - albo zawierające jakąś porcję choreografii, czyli wymagające przestrzeni do ruchu).
Gdyby nie fantastyczna joga z Moniką, zresztą z powodu której zdecydowałam się na związanie na dłużej ze Zdrofitem, bardzo bym się pogniewała na tę lokalizację. I chyba na pewno bym ją sobie obraziła, bo nerwy to ja trzymam na wodzy w godzinach służbowych tylko.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz