poniedziałek, 13 maja 2013

Pół sukcesu w aktywizacji seniora

Odnotowałam ostatnio połowiczny sukces: udało mi się przekonać mojego szanownego papę na wybranie się z nami na zajęcia zdrowy kręgosłup. Opierał się długo, twierdząc że nie ma czasu (to tak a propos gadania, że na emeryturze ma się czasu dużo), że to nie dla niego (mimo że trochę aktywny jest - od paru lat chodzi na tai chi w ramach uniwersytetu trzeciego wieku, jako jedyny przedstawiciel płci brzydkiej poza panem prowadzącym) i w ogóle podając mnóstwo powodów. Ale się udało i poszedł. Czyli to już połowa sukcesu.

Ponieważ wybraliśmy się podczas tego przepięknego długiego weekendu, tłumów nie było. Monika opieprzała równo, papie też się dostało, ale się specjalnie nie przejął, bo drażliwy to on nie jest. A zresztą, na jego niekorzyść, nie wygląda on wcale na swój wiek, tylko na jakieś piętnaście lat mniej, więc nikt go nie traktuje jak biednego dziadunia, któremu należy się taryfa ulgowa, choć oczywiście nie da rady robić wszystkich ćwiczeń, a już na pewno nie na pierwszych zajęciach.

Drugiej połowy sukcesu nie było, mimo że po dwóch dniach od naszego wielkiego wyjścia stwierdził, że chyba mu się wyleczył kręgosłup szyjny (natomiast zaraz po zajęciach powiedział, że takie ćwiczenia to nie dla niego... człowiek musi mieć anielską cierpliwość do takiego papy). Ale pracuję nad tym. Bo bardzo egoistycznie chcę się cieszyć moim papą jeszcze przez wiele, wiele lat. I wiem, że chodzenie na kręgosłup bardzo by mu pomogło, bo on jeszcze sprzed ery trenowania funkcjonalnego.

To jest w ogóle bardzo ciekawa kwestia - chodzę na zajęcia od wielu lat, obserwuję też moich rodziców i wciąż widzę tendencję do segregacji seniorów - a to na uniwersytetach trzeciego wieku, a to na oddzielnych zajęciach. I wcale nie wynika to z mniejszych możliwości - czasem jest wręcz przeciwnie, trenerzy-wykładowcy AWF mówią wręcz seniorom, że ćwiczą lepiej i chętniej niż studenci en masse (tak, tak, ci studenci, którzy się uczą na trenerów i fizjoterapeutów). Wynika to raczej z pokutującego wciąż przeświadczenia, że aktywność fizyczna jest dla młodych (i szczupłych, i ładnych...) i niechęci do różnorodności. I w klubach, i w naszych głowach.

1 komentarz: