poniedziałek, 5 sierpnia 2013

F jak Facet, F jak Fit - part 2

Jeszcze w lipcu obiecałam, że napiszę, co mężutkowi koledzy powiedzieli na to, że trzy razy na tydzień popylamy na jogę. No i haniebnie się z tej obietnicy nie wywiązałam. Na swoje usprawiedliwienie nie mam nic, choć jako okoliczność łagodzącą mogę nadmienić, że nikt nie zgadł, to i nikt nie wygrał. Mimo że nagroda w pełni niematerialna. Nic to.

Tak więc poza radosną uciechą ("hy hy, to co wy tam, siedzicie i gapicie się w ścianę?"), zaciekawieniem ("to robicie szpagat?") i zatroskaniem o nasze zdrowie psychiczne i afiliacje lajfstajlowe ("to jakieś parareligijne mumbo-jumbo dla panienek czytających Glamour i wymawiających to 'glamuuur'"), spotkało nas (a raczej Mężutka podczas mojej bytności w kibellu) pytanie, które pytanego strąciło pod stół. Mianowicie: "Czy po dwóch latach małżeństwa musisz już sobie sam robić laskę?"

Kurtyna. Bo naprawdę zabrakło mi słów.

Idę na jogę, może zrobię sobie laskę...

Ten pan pewnie może.
Źródło: http://www.michellemyhre.com/2012/04/yoga-men.html


PS. Ogłoszenie parafialne: ponieważ spisy blogów fungują, jak im się chce, wiernym PT czytelnikom ciekawym dalszych odsłon rekomenduję polubienie fanpejdża na stronie z fanpejdżami. Bo o dziwo ta strona z fanpejdżami funguje prawidłowo. Linki do świeżych wpisów będą, więc na bieżąco będziecie i wy.

2 komentarze:

  1. Genialny humor postu :) Sama uprawiam jogę i też spotykałam się z różnymi reakcjami, ale to co Wy usłyszeliście jest druzgocące :/

    Fitblog 'Positive Attitude Towards Life'
    positiveattitudetowards.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu na przyjaciół zawsze można liczyć :)

      Usuń