środa, 26 lutego 2014

Bikram - joga z piekła rodem

Dzięki uprzejmości pierwszego w Warszawie Studio Bikram Jogi miałam okazję spróbować tejże odmiany jogi. Donoszę, że o dziwo przeżyłam. Dlaczego o dziwo? Już spieszę z wyjaśnieniami.


Co to jest BIKRAM JOGA?

Bikram joga to odmiana hot jogi - czyli asan wykonywanych w podwyższonej temperaturze - ok. 41 stopni Celsjusza. Wersja Bikrama jest mocno zestandaryzowana - składa się ze stałej sekwencji 26 asan, długość treningu też jest ustalona i wynosi 90 minut. Sesja odbywa się w specjalnie przygotowanym studio - konieczne jest nie tylko utrzymanie stałej temperatury, ale też odpowiedniej wilgotności, no i rzecz jasna zapewnienie wymiany powietrza. Do tego dużo luster na ścianach - co nietypowe dla placówek zajmujących się jogą - żeby móc obserwować wykonywanie przez siebie pozycji. Poza matą konieczny jest ręcznik do położenia na macie. Tyle teorii.

Aż tak to nie wyglądało - na przykład można było mieć ręczniczek w dowolnym kolorze...
Źródło zdjęcia: http://www.bikramyoga.com/

Mój pierwszy raz

Muszę przyznać, że dość poważnie się zastanawiałam, czy w ogóle się w to pakować. Zawsze bardzo źle znosiłam upały, najmilej na świecie było mi w zimnym lesie na północy Szwecji. Ale ta ciekawość, ciekawość!...

(Wiadomo, pierwszy stopień do - nomen omen - piekła.)

Już w przedsionku było cieplutko, a po wejściu do sali dosłownie ścięło mnie z nóg.
Po dziesięciu minutach czułam się jak w saunie.
Po dwudziestu byłam spocona niczym na czwartego lipca w St. Louis, Missouri.
Po półgodzinie napiłam się wody, i to był błąd, oj duży błąd. Bikram nie Bikram, ale skręty i wygięcia to skręty i wygięcia, pełny żołądek (albo droga do niego) im nie służy.
Po czterdziestu minutach miałam ochotę umrzeć. Serio. Nawet ułożyłam się w pozycji dziecka w tym celu. Ale tylko zrobiło mi się jeszcze gorzej.
Więc wstałam i wytrwałam do końca.

Ciężko się ćwiczy, gdy pot płynie strumieniami, ślizgasz się na macie, ręcznik też już nic nie wyciera, a do tego mimo rzekomo uelastyczniającej temperatury jest się sztywnym niczym kij od szczotki. Kiedy pot zalewa oczy, a w głowie dudni. I przed oczami pojawiają się czarne plamy.

Ale nagroda przychodzi później - przynajmniej do mnie przyszła. Tak dobrze, jak po tym treningu, nie czułam się dawno. Nie to, że nie nadeszła spodziewana migrena - po saunie często mnie dopada niestety - ale po prostu czułam się super. Odprężona, wypoczęta, zadowolona. Myślę, że chętnie powtórzę to doświadczenie. Ale na pewno nie w najbliższym czasie :)

Przykry moment, następuje, jak to często bywa, przy kasie. Bo Bikram to dość droga przyjemność: pojedyncze zajęcia kosztują 60 złotych, przy zakupie 20 sesji cena jednostkowa spada do 43 złotych. Sporo, ale pamiętajmy, że to nowość, no i dość specyficzne warunki, generujące niemałe koszty.

Rozmawiałam z kilkoma osobami w szatni i może pojawią się wkrótce jakieś opinie o studiu na Fitbuku - mi chyba trochę nie wypada wrzucać swoich anonimowo... W ramach ciekawostki: na razie na Googlu wisi jedna opinia napisana przez... instruktorkę z tego studia, oczywiście bez tej, jakże istotnej informacji. Trochę to żałosne, tak między nami.

 


2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszelkie ćwiczenia zawsze warto jest wykonywać na odpowiedniej macie fitness https://powerrubber.com/kat/maty-na-silownie/maty-fitness-puzzle/, która uchroni nas przed wszelkimi kontuzjami. Ja swoją siłownię domową wyłożyłem matą puzzle, która idealnie dopasowuje się do powierzchni pomieszczenia. Wysoka jakość materiałów nadających macie dużą elastyczność zapewnia też bezpieczeństwo podczas ćwiczeń.

    OdpowiedzUsuń