niedziela, 7 grudnia 2014

LIPIEC - GRUDZIEŃ

...czyli ostatnie pięć miesięcy w telegraficznym skrócie.


Po pierwsze - po powrocie z krótkiego urlopu na przełomie czerwca i lipca postanowiłam wyprostować dietę. Która po nawet pobieżnej analizie według wytycznych okazała się wcale nie taka zdrowa, jak mi się wydawało: za mało białka, za dużo nabiału, sporo śmiecia, kaloryczność skandalicznie niska. Po dwóch dniach udało mi się osiągnąć założoną kaloryczność w wyczyszczonej misce, po kolejnych dwóch - wcisnąć w siebie to wszystko :) Zwłaszcza w licowe upały samo to było wyzwaniem...

Dietę w zasadzie trzymam bez przerwy - z dwoma dwutygodniowymi odpoczynkami od liczenia, jednym czystym a drugim wręcz przeciwnie. Z rzeczy niedozwolonych pozwalam sobie czasem na piwo - rozgrzeszam się tym, że nie jest to piwo z syropu glukozowo-fruktozowego, a mężowe piwo warzone w domu.

Po pierwszym szoku z kaloriami (gdzie ja zmieszczę 1800 kalorii, nie licząc warzyw???), ostatnio zajmuję się głównie głodowaniem. Z reguły już podczas posiłku. Po delikatnym przycięciu kaloryczności na okoliczność zastoju byłam naprawdę bardzo niepocieszona. Całodzienny przydział mogłabym pochłonąć do 15.

Po drugie - rozpoczęłam treningi siłowe. Ortodoksyjne FBW według nieocenionych Ladies: najpierw trening dla zielonych, potem Trening nr 1 i Trening nr 2. Dziś ostatni dzień regeneracji, od jutra startuję z nowym planem.

Smuteczki mnie trochę ogarnęły, bo okazało się, że może dieta i siłownia nie są receptą na wszystko, ale z pewnością pomagają na sylwetkę, zarówno w wymiarze globalnym (półtora rozmiaru bez wyrzeczeń w zasadzie) jak i lokalnym (miesiąc siłowni zrobił z cellulitem więcej niż dziesięć lat paćkania się kremami). Więc gdybym nie była taka uparta, już dawno mogłabym się cieszyć biczbodim.

Po trzecie - w rezultacie zrozumiałam, że moje dotychczasowe hobby, czyli fitnesik, okazuje się rozrywką mającą niewiele więcej sensu niż siedzenie na ławce i picie piwa. Oczywiście w kontekście wyżej wspomnianych celów. Bo przyjemność sprawia wciąż.

Tak więc, po tych przydługich wstępach melduję, żem wróciła. Hej-ho.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz