Ale nic to - wybrałam się na trening.
Przez pierwsze pięć minut bardzo chciałam zapytać instruktorkę, czy to przypadkiem nie jest TMT - rozgrzewka składała się z dobrze znanych ćwiczeń, a i muzyczka jakaś taka podobna :)
Po rozgrzewce nastąpiły ćwiczenia właściwe, zgodnie z "rewolucyjnym" systemem uwidocznionym poniżej (czy was też wzrusza total body jako okrąg?):
A zatem było ćwiczenie cardio (skakanka), było lower body (przeskoko-wykroki), upper body (pompka z taką oszukaną vasisthasaną na każdą stronę), total body (przysiad z ciężarkiem) oraz core&abs (spider lunges), każde wykonywane przez minutę, po czym pół minuty przerwy. A potem od nowa. I jeszcze raz. I jeszcze dwa razy. I rozciąganie, brawo-brawo, i papa do domu.
Muszę przyznać - abstrahując całkowicie od tego, czy zajęcia mi się podobały, czy nie (chociaż nie) - że pan Zamiela ma mnóstwo tupetu, żeby opakowywać w stworzony przez siebie brand sekwencje pięciu ćwiczeń, które każdy instruktor wykonać i pokazać potrafi (a przynajmniej powinien). Jedynym autorskim wkładem jest muzyka - ale mało to muzyki do fitnessu? Ale chyba naród się poznał na tym produkcie, bo lista licencjonowanych instruktorów GFS skromniutka w porównaniu z TMT, podobnie w przypadku oferty szkoleń.
A same zajęcia? Nudne i męczące. Od połowy zaklinałam zegarek. Kolka mnie łapała. Niedobrze mi się robiło. Oj, odzwyczaiłam swoje ciało od takiej szarpaniny... Ale weźcie poprawkę na to, że i TMT ja nie lubię :)
Ktoś też już próbował? Jestem ciekawa waszych wrażeń - co człowiek to opinia:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz