Jakiś czas temu zdarzyło mi się gościć na jakże modnych ostatnio w Warszawie wuefopodobnych zajęciach Power Combo. Było dużo potu, trochę machania bez sensu, trochę machania z sensem. Chyba zarządca klubu jest wyznawcą zasady, że klient dopiero jak się zgrzeje i ledwie zipie, to czuje że poćwiczył - w związku z czym nie zainstalował klimatyzacji (albo ją oszczędzał). No nic. Zajęcia polecam i w ogóle, ale ja nie o tym.
Zafrapowała mnie szatniana rozmowa uczestniczek.
(Warto wspomnieć, że z treningami Power Combo powiązany jest cały system motywacyjny oraz wytyczne względem diety - oparte na w miarę racjonalnym podejściu do żywienia, czyli im mniej przetworzone tym lepiej, unikaj słodyczy, pamiętaj o białku - takie tam banały.)
O tym, ile pokus na nią czekało.
Zły mąż kupił lody.
Matka upiekła ciasto.
Koleżanka przyniosła czipsy.
Ale ona twardo.
A ta druga miała jeszcze gorzej.
Bo jej chłopak siedział ze snikersem.
I zapytał czy chce gryza.
A ona niczego nie kocha bardziej niż snikersy.
A teraz nie może.
Ale zobaczą.
Bo jak wytrzyma do końca, to kupi sobie dziesięć snikersów i je zje pod sklepem.
A ta pierwsza, to już ma w zamrażarce lody czekające na koniec.
I mnie olśniło
Nie o to chodzi, żeby na zajęciach zostawić stres, zmęczenie absurdami i monotonią codzienności, mieć poczcie efektywnego spędzenia czasu.
Nie o to, żeby jeść rzeczy faktycznie służące ciału, a nie tylko leżące w dziale spożywczym.
Ajajajajajajaj.
Chodzi o to, żeby móc innym opowiadać jakmniejestciężko. Ale jestemtwardaiwyczymam.
Szkoda, że takie śmieszne rozmowy są prawdą. Podczas treningów przez tyle lat mnóstwo się ich nasłuchałam. Uważam, że takie nieprzetworzone jedzenie to powinny być przyzwyczajenia na co dzień, styl życia, zdrowe nawyki, a nie dieta, którą później trzeba zajeść. :(
OdpowiedzUsuńMyślę, że tutaj pokutuje przeświadczenie, że "dieta" oznacza tylko dietę odchudzającą, nie sposób jedzenia. W końcu wpylanie chipsów i zapijanie ich colą też jakąś tam dietą jest - a że raczej fatalną, to już inna sprawa...
Usuń