piątek, 28 września 2012

Strongmen(k)i, czyli sztanga

Jak pisałam tju, ktoś będzie chory, tylko okazało się, że to niby ja. Niesprawiedliwość to wielka, nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zachorzał od patrzenia na gęsie skórki. A jednak.

Więc niestety w tym tygodniu trochę bardziej ulgowo - wczoraj poprzestałam na jednym stepie i regeneracji w saunie, dzisiaj odpuściłam sobie poranne sztangi. Wciąż łudzę się, że dam radę wykurować się na jutrzejszy maraton zumby, ale może być ciężko.

Zatem dzisiaj notka o sztangach. Tak na pociechę.


Sztanga Reebok
Grupowe ćwiczenia przy muzyce ze sztangami ze stosunkowo niewielkim obciążeniem to wynalazek nowozelandzkiego koncernu Les Mills. Program BodyPump jest już pełnoletni, bowiem stworzony został w 1991 roku, po czym rozprzestrzeniał się stopniowo po całym świecie. Les Mills przyjął formułę licencjonowania klubów, opartą na comiesięcznej opłacie za prowadzenie treningów swojego autorstwa, przy czym opłata za każdy kolejny typ zajęć (np. BodyBalance, BodyCombat) jest niższa niż za pierwszy program. W zamian Les Mills szkoli instruktorów - jest z czego, bo co kwartał ukazuje się nowa choreografia z nową muzyką. Oczywiście nie czarujmy się z tą choreografią - zmiana polega na zamianie pompek tricepsowych na wyciskanie francuskie albo wykroków na dodatkową serię przysiadów. Zawsze praca obejmuje te same grupy mięśni (klatka, plecy, nogi, biceps itd).

Oczywiście idea została szybko podchwycona i skopiowana przez bardziej lub mniej zorganizowane ośrodki. Czasem nawet pojedyncze kluby mają własne układy ćwiczeń ze sztangami!

Wstydliwa prawda jest taka, że na oryginalnym, lesmillsowskim BodyPumpie nigdy nie byłam. Zajęcia te były dostępne w IKSU w Szwecji, ale wtedy jeszcze się jakoś tego strachałam. I tak zwani wszyscy na nie chodzili. Żałuję, bo warunki były tam niepowtarzalne - były treningi, na których jednocześnie ćwiczyło 90 osób, z czego jedną trzecią stanowiły piękne szwedzkie fjordy. Czyli inaczej Wikingowie. Nawiasem mówiąc, wieść gminna niesie, że zajęcia ze sztangami zostały wymyślone po części po to, żeby zaktywizować mężczyzn na sali fitness. Chyba nie do końca się udało, jednak chyba kobitki bardziej gustują w zajęciach z komendantem, poza tym niektórym panom gorzej robi na psyche, jeśli stoi koło nich dziewuszka jak trzcina na wietrze i dźwiga dwa razy więcej niż oni.

BodyPump w porze lunchowej w IKSU (źródło: iksu.se)
Kiedy wróciłam ze Szwecji, w Polsce Les Millsa (Lesa Millsa? W końcu to od Lesliego Millsa) jeszcze nie było. Zresztą nawet teraz jest w niewielu miejscach, na pewno w sieci Holmes, kiedyś był też w nieodżałowanej pamięci World Class w Mariotcie. Ale sztangi oczywiście były i zupełnie przypadkiem, jeszcze w zamierzchłych czasach świetności klubu Pure w Blue City, trafiłam na te zajęcia w ramach zastępstwa.

Pokochać, może nie pokochałam. Nie wierzę też w cudowne działanie tej rutyny (uwielbiam kalki językowe, ktoś zauważył?); natknęłam się kiedyś na badania (wbrew pozorom, jedne z nielicznych), z których wynikało, że wydatek energetyczny podczas pampa to jakieś 250 kcal. Z kolei z badań LM wynika, że to ok. 400 kalorii, z tym że na mizernej próbie 10 osób. Spoczynkowe spalanie po takim treningu to mit. Ale raz na jakiś lubię sobie pomachać sztangą, zdecydowanie bardziej niż tradycyjne formy TBC, nie mówiąc już o podnoszeniu naprawdę ciężkich ciężarów.

Może ze względu na brak niespodzianek - który jest sztandarową cechą programów LM. Sekwencje przez kwartał są stałe, można obserwować postępy i dokładać obciążenie. Przede wszystkim należy jednak pamiętać o prawidłowej technice wykonywania ćwiczeń. Jeżeli na zajęciach jesteśmy po raz pierwszy, a nie mamy doświadczenia w ćwiczeniach ze sztangą, koniecznie poprośmy instruktora o zwracanie na nas szczególnej uwagi! Fakt, kiedy ktoś co chwile nam mówi, że przysiad głębiej, kolana szerzej, plecy proste - nie jest to miłe. Ale po dwóch-trzech razach nabierzemy wprawy i dobrych przyzwyczajeń. Niestety nie raz i nie dwa widziałam martwe ciągi wykonywane z okrągłymi plecami lub na przeprostowanych nogach, czy zginanie ramion w ćwiczeniach na biceps z zamachu i zero reakcji instruktora.

Tak więc to mnie ominęło dzisiaj. Ale nie ma strachu - od przyszłego tygodnia będę chodzić regularnie, przynajmniej przez miesiąc.


1 komentarz: