wtorek, 5 lutego 2013

Long time no see...

Niestety, czasem muszę poprzebywać w rzeczywistości równoległej - tej, z której się przynosi waluty wymienialne na dobra doczesne. Nie wszyscy są z domu bogaci w pieniądze, nieprawdaż. Ale nic to, po powrocie poczyściłam trochę pocztę ze wspaniałych ofert barteru blogowego, zawierających między innymi trzy specyfiki, z których każdy odchudza jak żaden, straszne majty z neoprenu (które też odchudzają jak nic innego) i jakieś żarcie w proszku (ale wysłane przez pomyłkę, o czym informował mnie kolejny mail mistrzów PR i niskokosztowej promocji - no faktycznie, strata byłaby nieziemska, gdybym jednak się skusiła). Ale nie będę się nabijać, ja tu po klubach i instruktorach jeżdżę, a nie po pijarach.

Na osłodę przynoszę przepyszną historyjkę z fitnessu. Dwie panie po zajęciach schodzą z parkietu, jedna bierze ostatni łyk "wody" smakowej, wyrzuca butelkę (nie zgniatając jej, bo po co, no nie, no nie?) i mówi do drugiej: "Ale się dziś zmęczyłam, dwie butelki wypiłam. Chyba spaliłam cały weekend, tak mi się pić chciało".
Kurtyna.

W sumie mam mieszane uczucia: jeśli spotkam tego, który wymyślił, żeby kolorowe picie odbarwić i sprzedawać w butelkach na wodę, to albo padnę przed nim - jako największym marketingowym geniuszem naszych czasów - na kolana, albo zatłukę gnoja. Jeszcze się nie zdecydowałam.

4 komentarze:

  1. zatłuc gnoja!
    chyba mamy podobne poczucie humoru :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię do Liebster Blog :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jest najgorsze ludzie kupują smakowe wody i myślą , że ten syf to zdrowa woda i robią swojemu zdrowiu przysługę :/

    OdpowiedzUsuń