poniedziałek, 25 lutego 2013

stretching odczarowany

Ostatnio omijam zajęcia, z których miałabym wychodzić wyżęta jak szmata - cały ubiegły tydzień spędziłam na chorowaniu - i to po krótkotrwałym ozdrowieniu, które nastąpiło po chorowaniu w tygodniu poprzedzającym - więc wicie - rozumicie. W momencie, kiedy stwierdzenie "ile można chorować" przestaje być pytaniem retorycznym trzeba zacząć się oszczędzać.

Postanowiłam sobie, że dopóki nie obudzę się rano z całkowicie czystą nosogardzielą, w odstawkę idą Zumby, sztangi i inne takie. W związku z tym chodzę na zajęcia, podczas których może pot nie płynie strumieniami, ale nie znaczy to, że są łatwe i niewymagające. Mimo dość dużej regularności moich treningów, zawsze na drugi dzień czuję, które mięśnie pracowały - jest to jedno z moich ulubionych odczuć:) Zatem obecnie na tapecie mam jogę, zdrowy kręgosłup, pilates i stretching - i o tym ostatnim dzisiaj słów kilka.

Stretching to rozciąganie, mające doprowadzić do rozciągnięcia i uelastycznienia mięśni. Zasadniczo powinien być częścią każdego treningu - ale w rzeczywistości nie spotkałam się z rozciąganiem "wyciszającym" po zajęciach dłuższym niż pięć minut. Dlatego doskonałym dodatkiem do zwykłej dawki ruchu są osobne zajęcia rozciągające.

Pisałam już, że jestem kompletnie nierozciągnięta, nigdy nie byłam. Nawet taki z pozoru banał jak siad płaski zawsze był dla mnie katorgą nie do opisania. Pewne postępy zaczęłam zauważać dzięki jodze, natomiast zawsze szerokim łukiem omijałam stretching. Nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że na stretchingu spotkam tłum miss fitness, które będą robić szpagaty i pełne gołębie, podczas gdy ja, gdzieś w kąciku, będę się męczyć, żeby dotknąć palcami czegokolwiek poniżej moich kolan. Kolejna trauma w stosunku do takich zajęć wynikała z mglistych wspomnień z czasów szkoły powszechnej, gdzie to rozciąganie odbywało się obowiązkowo w parach. A ja w parach nie lubię bardzo. Z kimś znajomym nie ma sprawy, ale obcych się brzydzę nawet jak pachną nowym Bossem i wyglądają jak z photoshopa. Taka kolejna neurotyczna schiza.

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Na stretching przychodzą różni ludzie, oczywiście zdarzają się czasem tak elastyczni, że się ich boję, ale większość zgodnie z rozkładem normalnym:) Nie spotkałam się z ćwiczeniami w parach i bardzo mnie to cieszy. Ćwiczenia rozciągające są bardzo wymagające dla takiego kołka jak ja - ale każdy postęp tym bardziej cieszy. Zaczynam zauważać zwiększenie ruchomości w stawach i szybszą regenerację między treningami, poza tym przyjemnie się wyciszam i pozytywnie nastrajam. Dodatkowym bonusem jest dla mnie możliwość dowiedzenia się czegoś ciekawego o funkcjonowaniu mięśni, stawów, ścięgien i tak dalej podczas takiego treningu - bo podczas innych zajęć, gdy instruktor skupia się na liczeniu powtórzeń, miejsca na takie informacje za dużo nie ma. Bardzo polecam stretching jako dodatek do innych treningów!

2 komentarze:

  1. muszę się kiedyś wybrać na takie zajęcia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stretching to fenomenalna metoda na to, by zwiększyć efektywność ćwiczeń i rozciągnąć mięśnie. A takie zajęcia naprawdę dużo dają. Warto jednak wiedzieć, że stretching można wykonywać też samemu. O ogromie zalet jakie daje nawet jedynie kilkuminutowe rozciąganie można przeczytać chociażby tu: http://aktywnoscfizyczna.wordpress.com/2013/05/11/efektywizacja-cwiczen-fizycznych-poprzez-stretching/ . A stretching powtarzany systematycznie daje po prostu świetne efekty. :)

    OdpowiedzUsuń