środa, 3 września 2014

Słit focia z treningu

Ponieważ ostatnio przede wszystkim chadzam na zajęcia w studiach jogi, ominęły mnie jakoś narodziny nowej świeckiej tradycji. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w końcu zawitałam na zajęcia fitness. Zajęcia odbyły się, a owszem. Litościwie nie skomentuję ich poziomu, bo ja tu dziś nie o tym. Zresztą do takich wynurzeń Fitbuka mamy, nieprawdaż. W każdym razie pani prowadząca co piosenka podchodziła do lustra i poprawiała sobie włoski.

Po zajęciach szybko się wyjaśniło, na cóż jej to było. Otóż cały skład został zagoniony pod ścianę, poinstruowany, żeby dobrać sobie sprzętu, wypiąć się i wyszczerzyć, gdyż robiona będzie focia na fejsbuka. Gdyż ponieważ po co ćwiczyć, jeśli nikomu tego nie pokażemy. Zwinnie jak nie ja opuściłam cichaczem tę kunstkamerę i oddałam się rozmyślaniom.

Czy naprawdę ktoś myśli w ten sposób?
Czy naprawdę instruktor może myśleć w ten sposób?
A ktoś, kto chodzi na fitness?


Jakiś czas później, w zupełnie innym miejscu - i kiedy myślałam, że jestem już odporna i nic nie jest w stanie mnie ruszyć, w temacie słitfociania przynajmniej - spotkało mnie coś zdecydowanie bardziej. Otóż tym razem ustawianie się do fociania zajęło jakieś dziesięć minut. Na początku zajęć. Zarówno w wykonaniu instruktorki, jak i ćwiczących.

Nie kumam, no po prostu nie kumam.

Informuję też przy okazji, że na moim blogasku słitfociów NIMA. Jakby ktoś jeszcze nie zauważył.

2 komentarze:

  1. Dla mnie jest to nienormalne, że ludzie robią zdjęcia na fitnesie czy siłowni. Takie zajęcia są po to by ćwiczyć, a nie promować sie poprzez zdjęcia z klientami. Najlepiej znaleźć takie miejsce, gdzie takich rzeczy się nie robi :)

    OdpowiedzUsuń