wtorek, 9 października 2012

Cet obscur objet du désir ou... KARTA BENEFIT

Mroczny przedmiot pożądania
Jeśli wejdziemy na dowolne forum, chociażby luźno powiązane z tematyką sportową, raczej wcześniej niż później natkniemy się na wielostronicowe wątki pełne łkań o dopuszczenie do grona szczęśliwców - posiadaczy karty Benefit Multisport, dobra rzadkiego a pożądanego powszechnie. Na desperacji spragnionych żerują i nieuczciwi, podający się za mogących pomóc w wyrobieniu karty, i zapewne sam BenefitSystems, szukając nieformalnymi kanałami luk w systemie. Ale nawet mój przyjaciel, patologiczny konfabulant, który na każdy prawie temat ma historię prosto z życia i nie z tej ziemi zarazem, nigdy nie zająknął się o kimś, kto tymi kanałami wszedł w posiadanie szarego kawałka plastiku, jakim bądź co bądź jest Karta Multisport. Bo się nie da. Kiedyś może się dało, ale się uszczelnili i się nie da.

A skąd pomysł, żeby poruszać ten temat? Otóż dokładnie pierwszego dnia miesiąca października zostałam zmuszona do zdania mojej karty. Podobnież problem jest przejściowy i wynika z kontroli wydatkowania środków publicznych (zieeew), ale faktem jest, że poczułam się, jakby mnie zwolnili z pracy. Bardzo to niepokojące, zwłaszcza że wcale tam nie pracuję. Co więcej, pracuję u siebie, więc zwolnienie w takiej sytuacji byłoby czymś bardzo dziwnym.

Niemniej jednak zauważyłam u siebie objawy PTSD. W ramach terapii zaaplikowałam sobie dwa grupery, żeby cieszyć się chociaż namiastką ruchu (żałuję bardzo, ale nie nadaję się do ćwiczeń w domu; kiedy miałam lat piętnaście, to jeszcze, ale bez przesady w końcu). Gdyby nie nadzieja na szybkie rozwiązanie problemu, od razu kupiłabym karnet długookresowy, wprawdzie musiałabym dokonać ciężkich kalkulacji, czy lepiej do Energy tuż obok domu, czy do Zdrofitu z najlepszą panią jogą, ale rozwiązanie takiego dylematu nie pozostaje poza moimi możliwościami, że tak powiem. Ale nadzieja pozostała, stąd grupery. I naszły mnie kolejne refleksje. Natury ekonomicznej tym razem.

Kiedy uczęszczałam do IKSU Umeå, czteromiesięczny karnet na wszystko kosztował 1930 SEK, co po przeliczeniu po złodziejskim bankowym kursie dawało 708 PLN. Czyli 177 PLN za miesiąc. Moja koleżanka z Finlandii zanabyła kartę srebrną, gdyż złota wydała jej się koszmarnym zdzierstwem. I nic dziwnego, bo u siebie za karnet open płaciła 8 euraków. I co z tego, że było mniej zajęć. Osiem!!! Euro!!! Po powrocie do Polska uderzyłam do Pure w Blue City, gdzie za ofertę co najmniej dziesięć razy mniejszą niż w IKSU płaciłam 159 PLN miesięcznie. Karta Benefit dla osoby towarzyszącej to 150 PLN, więc zaraz po pojawieniu się możliwości, skorzystałam z niej w podskokach.

W klubie numer jeden, w którym się zagruperowałam, dwie godziny fitnessu tygodniowo kosztują bez promocji 130 PLN, czyli ponad 15 PLN za zajęcia (karnet miesięczny jest na cztery tygodnie). Wejście pojedyncze to 30 PLN. Ja płacę 7,50 za godzinę, co uważam za cenę uczciwą, z tym, że prawdopodobnie gruperzy biorą z tego połowę, co daje klubowi mniej niż cztery złote przychodu. Na sztangach poza mną i instruktorką były dwie osoby, a zmieściłoby się nie więcej niż dziesięć. Zagadką pozostaje dla mnie nie tylko polityka cenowa, ale i sposób przeprowadzenia analizy, z którego wyszło, że to przedsięwzięcie ma jakiekolwiek szanse na powodzenie.

W klubie numer dwa, dzięki gruperowej zniżce, zajęcia kosztują mnie niecałe 7 PLN, a normalnie 90 PLN miesięcznie (22,50 za zajęcia) lub 40 PLN za jednorazowe wejście "z ulicy". Z tym, że tutaj gruper jest promocją nowych karnetów długoterminowych, które wypadają dość korzystnie (109 PLN/m-c przy umowie półrocznej i 99 PLN przy rocznej). 

Jeśli chodzi o ceny zajęć fitness w Polsce, można odnieść wrażenie, że jest to aktywność niebywale elitarna i dla elit przeznaczona. I coś w tym jest, wydaje mi się, że widziałam w jakichś badaniach, że u nas do klubów chadza coś koło 4% społeczeństwa, a w Skandynawii - 30%. I w Szwecji IKSU musiało się tłumaczyć organom państwowym, dlaczego mają tak drogo, w porównaniu z takim sztokholmskim wuefem dla studentów. Ech... Kto by się u nas miał tłumaczyć i komu?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz