poniedziałek, 27 maja 2013

O benefitach i profitach

Bardzo lubię Tygodnik Polityka. Z reguły. Bo czasem, kiedy zajmuje się on tematyką, na której mniej więcej się znam, to mi witki opadają, jak nierzetelnie i powierzchownie został potraktowany temat. Ale na szczęście nie znam się na wszystkim ( :-) ), dzięki czemu w każdym tygodniu dwie czy trzy godzinki spędzam na miłej lekturze, utwierdzającej mnie w samozadowoleniu, że ach i och, ile ja o świecie wiem. No chyba, że mną trzepnie jak ostatnio.

W ostatnim numerze (21/2013) znajduje się artykuł Cezarego Kowandy "Uboczne skutki benefitu", traktujący w skrócie o "biednych klubach" i "złym Beneficie". Nie wiem, co się panu Kowandzie stało, bo z reguły jego artykuły są wyważone (a może to znów moja nieznajomość podejmowanych tematów płata figle?), a tu już po tytule widać, że artykuł jest z tezą, a dalej tylko gorzej. Z doboru słownictwa może też wynikać, że autor dał się zmanipulować zakamuflowanym bohaterom tej opowieści, czyli konsorcjum szkół jogi, które postanowiło sądownie wymusić na Benefit Systems partnerskie traktowanie, na zasadach przez nie określonych (kolejnym kuriozum w tym dziwnym kraju może być to, że faktycznie takie roszczenie zostanie uznane - vide decyzje inspektorów farmaceutycznych o zakazie reklam aptek, wychodzące naprzeciw protestom małych aptek).

Ale do rzeczy.

Przyjrzyjmy się krytycznie zarzutom.
Na początku wszystko wyglądało dla nas korzystnie. Gdy klienci z kartami Benefit stanowili 2030 proc. wszystkich uczestników kursów, nie było problemu. Jednak teraz w wielu szkołach takie osoby to nawet trzy czwarte wszystkich klientów. W ten sposób wielu z nas po prostu uzależniło się od Benefitu

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/rynek/1543107,2,grozny-monopol-benefitu.read#ixzz2UUBpWf9d
Czyli co? Benefit był fajny, jeśli przyprowadzał klientów, kiedy myśmy mieli puste sale, natomiast kiedy je zapełnił, uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy od niego uzależnieni. No tak, nie każdy ma papier z zarządzania strategicznego, faktycznie.

Branża, nazwijmy ją w skrócie "fitness", zachowuje się, jakby była jedyną, w której ponad miarę umocnił się pośrednik. Co rzecz jasna prawdą nie jest - patrz branża księgarsko-wydawnicza, w której warunki dyktują hurtownie, czy tłumaczenia z hegemonią biur. Nie jest jednak niemożliwe wytworzenie korzystnego dla siebie zrównoważenia, zgrabnie ujętego w przysłowiu "nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka". Wystarczy poobserwować działania różnych firm w tych obszarach i można wyciągnąć jakieś wnioski dla siebie - ja na przykład z dużym zainteresowaniem śledzę poczynania wydawnictwa Znak.

Pewne kroki, nie zawsze logiczne, zauważyłam w Zdroficie - najpierw zapisy tylko z trzydniowym wyprzedzeniem (dla klientów "własnych" z siedmiodniowym), później możliwość zapisu tylko na jedne zajęcia popołudniowe (i uczestnictwo w większej liczbie uzależnione od wolnych miejsc), wprowadzenie dość elastycznych karnetów (30 wejść na 3 miesiące - niestety tylko w ramach promocji, dlaczego?). Do tego długookresowe Groupony (to z kolei krótkofalowe działanie irytujące obecnych klientów, czyli błąd w sztuce) - wszystko w celu stworzenia równowagi, o którą nie zadbano wcześniej.

Różnica w przychodach jest kolosalna, bo miesięczny karnet w warszawskiej szkole jogi kosztuje przynajmniej 180–200 zł, natomiast za jedną wizytę właściciela karty MultiSport Benefit płaci ok. 20 zł. A większość klientów nie chodzi na zajęcia częściej niż raz w tygodniu.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/rynek/1543107,2,grozny-monopol-benefitu.read#ixzz2UUKN1Udn

Bardzo optymistyczne to założenie, że ktoś chodzący na jedne zajęcia w tygodniu, od razu kupi karnet za 200 złotych:) Podejrzewam raczej, że wpływy od takiej osoby wyniosłyby okrągłe zero. To co jest większe, zero czy 4x20?

Opcja druga, czyli ktoś wchodzi na jednorazowe wejściówki. Taka wejściówka to w Warszawie mniej więcej 40 złotych. Po wyliczeniu 4 x 40 wychodzi, że lepiej dopłacić parę złotych do karnetu. Ale jak się ma karnet, to lepiej chodzić, żeby się zwróciło. Na przykład dwa razy w tygodniu. 200 : 8, czyli 25 złotych za wejście. Czy 5 złotych to jest "kolosalna różnica"? A można częściej. Z karnetem open można codziennie nawet.

Czy którykolwiek z klubów, do których kiedykolwiek uczęszczałam, wolałby, żebym kupiła karnet zamiast używać karty Benefit? Policzmy.
Zdrofit - chodzę obecnie, mam półroczny karnet, za 117 PLN miesięcznie. Jestem w klubie ok. 20 razy w miesiącu, czyli niecałe 6 złotych za wizytę. Przypomnę, że Benefit płaci "około 20". Hm, hm.
Forest - chodziłam przez dwa miesiące, średnio wychodziło 160 PLN za miesiąc. Też średnio 20 wizyt. 8 złotych. Hm, hm.

Oczywiście gdybym miała kartę Benefit, nie wiązałabym się z jednym klubem, bo nie ma w mojej okolicy takiego, który by spełniał wszystkie moje potrzeby. Ale bazując na moich ubiegłorocznych doświadczeniach, swój tygodniowy grafik skonstruowałabym następująco:

Zdrofit - 2 razy w tygodniu joga (8 wejść miesięcznie, od Benefitu 160 PLN, z karnetu 117 PLN)
Energy - powiedzmy pięć razy w tygodniu (fajna Zumba i mam blisko) (20 wejść miesięcznie, od Benefitu 400 PLN, z karnetu 200 PLN)
Olimpus - raz w tygodniu step z Bartkiem (4 wejścia miesięcznie, 80 PLN od Benefitu, 120 PLN za wejścia jednorazowe)
Forest - sztangi dwa razy w tygodniu (8 wejść miesięcznie, 160 PLN z Benefitu, 160 PLN za karnet)

No dobrze, może to "około 20 PLN" wynosi 15. W takim razie Zdrofit i Forest 120 PLN, Energy 300 PLN, Olimpus 60 PLN. Przypominam, że przychodzę tylko na moje ulubione zajęcia i poza tym nie zadeptuję podłogi, nie zajmuję miejsca, nie korzystam z wody.

Oczywistą oczywistością jest, że karnetów do wszystkich tych miejsc bym nie kupowała, a gdybym kupiła, to chodziłabym znacznie częściej. Naprawdę takie to nieopłacalne? Na dobrą sprawę to Benefit powinien mi płacić, żebym przestała gdziekolwiek chodzić...

Nauczyciele jogi obawiają się, że podzielą losy właścicieli wielu klubów fitness, które upadły w ostatnich latach.

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/rynek/1543107,2,grozny-monopol-benefitu.read#ixzz2UUVGTmnm
Chodziłam swego czasu do jednego klubu, który później upadł. Nawet pisałam tu o nim. O dziwo, nie sądzę, żeby wykończył go Benefit. Ten co najwyżej przedłużył nadzieję na sukces o miesiąc czy dwa. Wykończyła go natomiast idiotyczna polityka cenowa i brak myślenia strategicznego - nawet z mojego stworzonego w pamięci biznesplanu dla tej inwestycji wynikało, żeby popukać się w czoło i napić zimnej wody.

O czym Cezary Kowanda nie pisze, to faktycznie dość istotny problem, czyli nieudolność klubów w zarządzaniu przepływami klientów. Nieudolność tak daleko posunięta, że objawiająca się na przykład tak:
Niestety z klientami posiadającymi karty jest kolejny problem. Nigdy nie wiesz ile osób przyjdzie na zajęcia, czy dane zajęcia fitness czy kurs tańca odbędą się, czy nie. Większość posiadaczy kart zrobiła się niestety strasznie wygodna. Ludzie nie szanują cudzego czasu, nie informują o nieobecności, nie zapisują się na cały kurs, bo i po co? Ma kartę, to przyjdzie kiedy będzie chciał. Przecież miejsce dla niego się jakieś znajdzie. To, że pociąga to za sobą całą machinę decyzji właściciela, jest już nieważne. Kiedy ludzie kupują karnet, to wiem ile osób musi być, aby grupa była rentowna. Kiedy 75% osób jest posiadaczami kart Multisport czy Fit Profit zawsze jest to ryzyk-fizyk. Może przyjdą, może nie… święte krowy (wyróżnienie moje, cały post tu)
Naprawdę nie mam siły ani ochoty tego komentować. Jak również rzekomej wypowiedzi Prezes Polskiego Stworzyszenia Jogi Iyengara, opublikowanej na Facebooku Jogi na Foksal:
Ważne, jest to, aby osoby korzystające z tych kart uświadomiły sobie konsekwencje - mianowicie to, że za niską stawką, jaką płaci Benefit pójdzie obniżenie jakości usług - np. skracanie długości zajęć (aby więcej zajęć zmieścić w grafiku dla korzystnego zwrotu), zatrudnianie instruktorów o niższych kompetencjach (niższe płace), czy wręcz zamykanie kameralnych szkół.
 Lubię, jak mnie straszą. Motywuje mnie to do pisania takich elaboratów jak ten właśnie.



PS. Uprzedzając wszelkie ataki od tej, jakże oczywistej strony:

1. Nie pracuję dla Benefit Systems. Ba, nie mam nawet karty Multisport. Chlip, chlip.
2. Nie prowadzę szkoły tańca, szkoły jogi ani klubu fitness, chociaż podejrzewam, że umiałabym robić to lepiej niż 90% właścicieli.
2. Tak, to ja udzieliłam wywiadu do biuletynu BeFit. Jednym słowem sprzedałam się za kubek americano w Starbucksie. Taka prawda.

31 komentarzy:

  1. kiedyś często czytalam Polityke, a teraz jakoś coraz rzadziej mi się zdarza. a tym artykulem mnie zaciekawilas

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda jest taka że mamy pozamiatane jako właściciele klubów fitness.
    Bo dyktują nam ceny (np: 11 zł za wejście )
    Bo ludzie którzy przychodzą są losowi (przypadkowi)
    Bo traktują klub jak boisko .
    Ciągle mamy stracha że któryś pracownik zapomni sprawdzić dowód i rozwiążą umowę .
    Inwestują w kluby wielkie 2000 i więcej m2 , małe same padają .
    Zaczynają budować własną sieć klubów.
    My będziemy tylko wyrobnikami monopolisty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że trafił do mnie (ujawniając się chociaż po części) ktoś z branży!

      Tak jak pisałam w poście, przyczynę upadku małych klubów widziałabym raczej w niedostatecznym zrozumieniu potrzeby zarządzania (przede wszystkim strategicznego, ale też procesem, personelem) przez kluby, a nie w kartach - te raczej pozwalają utrzymać się na powierzchni dłużej niż wynikałoby to z rzeczywistej sytuacji rynkowej.

      W komentarzu wyczuwam ogromne rozgoryczenie i niechęć do klientów z kartami. Obawiam się, że z takim nastawieniem nie da się zbyt daleko zajść. Patrząc z perspektywy klienta, cieszę się, że mam wybór, nie jestem zmuszona do chodzenia do klubu, który mi nie odpowiada i szybko mogę z niego zrezygnować. I to raczej w niechęci właścicieli do przyznania, że to z ich placówkami jest coś nie tak i zrzucaniu odpowiedzialności na wystawców kart i klientów z kartami widziałabym zasadniczy problem - sięgający dużo głębiej i dotyczący komunikacji i nieumiejętności zbierania rzetelnej informacji zwrotnej.

      Oczywiście, w idealnym świecie Benefit tylko dopełniałby sale, płacąc za to stawki trzy razy wyższe. Ale pójdźmy o krok dalej: w tym idealnym świecie klienci kłębiliby się po karnety i nie przychodzili na zajęcia - też komfortowa sytuacja, prawda? Tylko trzeba się zastanowić, czy tak naprawdę o to w tym biznesie chodzi.

      Usuń
  3. Natknęłam się na ten artykuł, ale twój post jest zdecydowanie lepszy. Nawet szkoły jogi to jest okrutny biznes a ja myślałam, że coś więcej...Ciągle jestem naiwna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciekawsze w tym wszystkim jest schizofreniczne miotanie się autorów tego ambarasu: z jednej strony "my jesteśmy joginami a nie biznesmenami, my nie musimy się znać na umowach", z drugiej "to wyzysk, my do UOKiK-u pójdziemy", z trzeciej "zastanówcie się, co robicie, klienci z benefitami", z czwartej "ależ nie, oczywiście jesteście mile widziani".

      Tutaj zawiązała się grupa wsparcia - a mnie ciekawi, czy wszyscy "zatroskani konsumenci" przynajmniej zapoznali się z artykułem, czy działają pod wpływem impulsu, podążając za ostatnim, który dał głos.

      Usuń
    2. Jest inny problem. Gdybyś chodziła tak często, jak piszesz, a z Tobą większość z Twojej firmy, to... Benefit wypowiedziałby Wam umowę. Niestety - przerobiłam to na sobie. W firmie 40 osób z Benefitem. Ok. 10 chodziło na zasadzie raz, góra dwa w tygodniu. Reszta trafiła się mocno aktywna - od 3 do 6 razy w tygodniu w klubach. I po 5 miesiącach firma dostała śliczny list z informacją, że pracownicy korzystają z Multi zbyt często, skutkiem czego umowa zostaje wypowiedziana. Przyznaję, że to był szok, bo nie było negocjacji cenowych, ani nic - mieliśmy ofertę nielimitowaną, za nią płaciliśmy.
      A stawki płacone klubom to wcale niekoniecznie 20 zł. W przypadku jogi są wysokie - "zwykłe" kluby dostają ok. połowy z tego (co nie zmienia faktu, że dla niektórych to nadal kwestia utrzymania się).

      Usuń
    3. Anno, o tej kwestii nie pisałam wcale - poza tym, że Benefit powinien mi płacić za to, żebym w ogóle nigdzie nie chodziła:) Poruszony przez Ciebie problem znam - moim zdaniem wynika on przede wszystkim z tego, że w wielu firmach przynależność do programów kartowych jest nieobligatoryjna, co powoduje zaburzenie rozkładu normalnego, który dla Benefitu jest korzystny, i z którego zrodził się sukces tej firmy.

      Usuń
    4. Tylko, że w takim razie powinno to być zapisane w regulaminie, tak jak ma np. OK System - 3 razy w tygodniu i koniec. Wtedy sprawa byłaby jasna i każdy wie na co się decyduje (lub nie).
      Chodziło mi też raczej o to, że takich osób jak Ty (często korzystających) w Beneficie jest niewiele, bo Benefit stara się do tego nie dopuścić.

      Natomiast niestety (dla klubów) Benefit stawia zabezpieczenia przeciw praktyce, o której wspominasz (lepsze warunki dla klubowiczów, pewne ograniczenia dla Multi). Jeden z krakowskich mniejszych klubów robił podobnie - osoby z klubu na kolejne zajęcia (na za tydzień) mogły się zapisać zaraz po wyjściu z nich, osoby pozostałe - 2-3 dni wcześniej (żeby było jasne - byłam wtedy "kartowa" i praktycznie przez pół roku chyba 1 raz się nie załapałam na wybrane zajęcia, więc nie było to strasznie uciążliwe). Do tego klubowicze mieli za free kawę i herbatę - multi za opłatą. Po kilku miesiącach dostali upomnienie, że nie ma zgody na "dyskryminację" osób z multi. Ponieważ się nie dostosowali - 2 miesiące później dostali wypowiedzenie umowy.

      Usuń
    5. Firma OK System to osobna historia - jako jedyna firma kartowa oferuje swój produkt osobom indywidualnym, które kupują go z myślą o korzystaniu, a nie dostają jako bonus od firmy. Tutaj ograniczenie jest logiczne i stanowi wskazówkę, na jakim poziomie kształtuje się granica opłacalności takiego przedsięwzięcia (czyli dwóch wizyt w tygodniu za 140 PLN lub trzech za 170). Tylko że taka opłata z kolei nie jest atrakcyjna dla klienta - za takie pieniądze nawet w Warszawie można mieć karnet open w całkiem przyzwoitym klubie. Stąd liczne oferty "wiązane" - "dokładanie" multikarnetu do konta, do AIP i tak dalej.

      Usuń
    6. Karnet z ograniczeniem za np 170 zł może i nie jest dobrą ofertą jeżeli chcemy korzystać z jednego obiektu. W zamyśle OK System ich karnet kierowany jest do osób, które chcą korzystać z rożnych usług nie dostępnych w jednym obiekcie np. ścianka wspinaczkowa, basen i siłownia. Gdyby, chciał wykupić karnet do tych wszystkich 3 obiektów, wówczas łączny miesięczny koszt karnetów byłby na poziomie ok . 350 - 500 zł, więc jest to chyba opłacalne.

      Usuń
  4. Temat Benefitów jest niestety skomplikowany. Jako działająca w branży fitnessowo-tanecznej uważam jednak, że Benefit bardzo popsuł rynek. Są praktycznie nienegocjowalni, stawki chcą trzymać na tym samym poziomie ustalonym np 5 lat temu, a przedstawiając sposób wyliczania stawek są bardzo zmienni i robią to "na kolanie". Ponadto nigdy nie wiadomo czy dana osoba z kartą, która się zapisała przyjdzie danego dnia czy nie, a zajmuje już miejsce innej osobie np. z karnetem, a właściciel klubu traci. Niestety wielu użytkowników kart nie szanuje zasad typu: odwoływanie zajęć, są oburzeni dopłatami, kaucjami itp,
    Benefit coraz bardziej zaostrza warunki współpracy, nie zezwala na dopłaty... temat rzeka.
    Też się rozpisałam więcej u siebie na ten temat - wiadomo, ile ludzi tyle opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko czytałam, ale nawet odniosłam się do twojego wpisu (tego o świętych krowach). Szkoda w sumie, że nie piszesz, jak się nazywa ta twoja firma z branży fitnessowo-tanecznej, bo myślę, że twoi klienci chętnie by się dowiedzieli, co myślą o nich osoby, którym przynoszą pieniądze, by przyjemnie spędzić wolny czas.

      Usuń
    2. Powiem ci, że klienci, którzy są solidni sami nie mogą pojąć postawy tych "świętych krów". Na szczęście świadomość klientów dot. zasad współpracy firm z Benefitami jest coraz większa, ale jeśli ktoś nie wie jak to wygląda od środka to będzie właśnie tylko wymagał. No nic...zawsze będą zwolennicy i przeciwnicy i pewnie będziemy się ścierać, oby z czasem jak najmniej.

      Usuń
  5. Ja też prowadzę szkołę jogi (nie w Warszawie) i z systemami kartowymi mam ogromny problem. W ogóle nie traktują nas po partnersku, a to przecież dzięki nam istnieją. "Zarządzanie przepływami klientów", łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał, napisz do mnie na maila - ja zawodowo zajmuję się właśnie rozwiązywaniem takich problemów i być może będę mogła ci doradzić w paru sprawach:) Chociaż pierwszy krok masz już za sobą - nie masz podejścia wołającego "ja wiem najlepiej, a wy wszyscy dookoła jesteście głupi i się nie znacie, i wszystko to wina Benefitu (i Tuska)".

      Usuń
  6. Jest matematyczny sposób na wygranie gry kiedy w mieście wszystkie podmioty mają podpisaną umowę z benefit, a nie są z tego zadowolone: otworzyć podmiot o lepszym standardzie i nie podpisać umowy. Wówczas wszyscy powinni chcieć tam chodzić bo nowe i lepsze, ale ponieważ benefit nie będzie honorowany, to przejdą tylko Ci płacący abonamenty, a benefici pozostaną u innych. W klubie będzie komfortowo, rodzinnie i nie będzie "świętych krów", a Firma postępująca w ten sposób "spije śmietankę" zysków z rynku. Cel osiągnięty. Tak by pewnie zaproponował też John Nash w "Pięknym umyśle".

    Grać można z każdym, nawet benefitem, teoretycznie jest OK, ale... Teraz powinni wypowiedzieć się właściciele fitnessów dlaczego tego jednak nie zrobią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że w obecnej sytuacji kluby akceptujące karty znajdują się w stanie równowagi Nasha? A poprawienie sytuacji wymagałoby albo nakładów inwestycyjnych (nie zapominajmy, że mnóstwo klubów to sale wynajmowane na godziny) albo zmiany przyjętej strategii (ale tu trzeba by jakąś mieć, albo przynajmniej umiejętnie zinterpretować sytuację - i tu mrugnięcie do joginów, którzy szczycą się tym, że nie są biznesmenami). No i oczywiście, jeśli można by firmom kartowym stawiać warunki: to by było idealne - i stąd właśnie te próby wprowadzenia socjalistycznej urawniłowki.

      Usuń
    2. Pewnie jest stan równowagi Nasha lub stan do niego zbliżony. :)
      Być może klienci kartowi pełnią ważną funkcję w firmie: np. gwarantują pokrycie dużej części kosztów stałych funkcjonowania, a koszt przyciągnięcia klienta niekartowego na miejsce kartowego (np. koszt promocji) byłby większy niż różnica pomiędzy przychodem jaki generują.

      Co do joginów, to wielki szacun za ich umiejętności, poglądy i często sposób życia, jednak prowadząc biznes nie można mówić, że się nie jest człowiekiem biznesu. Można jedynie nie być człowiekiem sukcesu w biznesie. Jednak już sam fakt wynajęcia prawnika świadczy o tym, że chcą sprawę rozwiązać w sposób ogólnie przyjęty w biznesie, a nie np. jak Mahatma Ghandi przy pomocy głodówki lub co gorsza samospaleniem. Tak samo jest z innymi dziedzinami poruszanymi przy okazji przy okazji kart bonusowych: kursów tańca, siłowni, itp.

      Usuń
    3. Rozważając otwarcie studia fitness w mojej okolicy pytałam na osiedlowych forach, portalach co o tym sądzą, czy byliby zainteresowani itp. 90% komentarzy dotyczyło konieczności akceptacji kart Benefit.

      Usuń
  7. Sprawdz co znaczy słowo monopol w słowniku a pozniej sie zastanow co piszesz... Spróbuj wygrać na tym lub innym rynku z podmiotem tak dominującym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypowiedź anonima pozostawię bez komentarza - bo i co tu komentować.

      Usuń
    2. jeżeli anonim uważasz, że BS nie dąży do bycia monopolistą to właśnie zalecam sprawdzenie słowa w słowniki i zbadania rynku karnetów przynajmniej w przypadku sprzedaży karnetów do firm.
      Gdyby nie było innych firm poza BS to firmy (użytkownicy kart) na pewno płaciliby znacznie więcej a partnerzy albo akceptowali wszystkie warunki albo dowiedzenia, oczywiście w przypadku partnerów już pojawiają się takie sytuacje, wiem bo sam pracuję w branży kart sportowych

      Usuń
  8. "Nie prowadzę szkoły tańca, szkoły jogi ani klubu fitness, chociaż podejrzewam, że umiałabym robić to lepiej niż 90% właścicieli" - TO NAJPIERW ZAŁÓŻ TO ZOBACZYMY :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie wystarczy mi doradzanie tymże - 100% zadowolonych klientów:)

      Usuń
  9. W obliczu, wszystkich informacji krążących w sieci, Twója opinia o Beneficie jest pozytywna, dlatego tchnęła we mnie trochę nadziei i pozwoliłam sobie wysłać do Ciebie mail z kilkoma pytaniami ;)
    Jeśli znajdziesz chwilę, żeby zerknąć na mój mail będę wdzięczna.
    Pozdrawiam,
    Paulina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, myślę, że wieczorem znajdę chwilę, żeby odpisać :)

      Usuń
  10. hej prowadzę swój własny fitness klub z powodzeniem od 4 lat. Liczba klientów z Benefitu i FitProfit jest coraz większa. Z jednej strony oczywiście- czysta korzyść krótkoterminowa dla klubu z drugiej obawy długoterminowe.... Jeżeli rozwiążą z nami umowy klub po prostu przestanie funkcjonować- z liczy sprzedawanych karnetów nie dam rady opłacić wszystkich pracownikóww, pokryc ZUS-u itp.....Najgorsze jest to jak sformułowane mają oni umowy- de facto w każdej chwili mogą wypowiedzieć umowę bez podawania przyczyny. Ostatnio pojawił się problem z Fitprofit- ciągłe opóźnianie płatności, a to zapomnieli, a to wstrzymali bo coś tam....ostatnio często puszczają tzw. tajemniczych klientów- wstrzymali płatność za fakturę bo recepcjonistka wzięła kartę od klubowicza, który się spóźnił na zajęcia i na marginesie wpisała ołówkiem jego nazwisko, żeby podpisał się po zajęciach i w momencie odbioru karty- zrobiła się z tego afera, czekam na pismo i podejrzewam, że będą chcieli wlepić nam jakąś karę.....co gorsza moga to zrobić bez żadnego problemu....Chodzi mi o to, ze partnerzy są traktowani jak potencjalni złodzieje i uważam, ze im więcej klientów zacznie przychodzić do mnie z kartami BS czy FP tym bardziej będzie rosło zagrożenie wypowiedzenia mi umowy bez podania przyczyny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie powyżej - czyli łamiesz postanowienia umowy, ale to fit profit zły. Pogratulować dobrego samopoczucia.

      Usuń
  11. Narzekanie i filozofia. Mój basen w ciagu 2 lat podniósł ceny dla klientów indywidualnych z 12 zł na 18zł. Jednocześnie wprowadzona obsługa kart Multisport sprawiła że zaczęło byc tłoczno. Teraz przy 18 zł jest najwyzej 3 os na torze co uznaję i tak za dość tłoczno. Też bym chętnie kupił mulitisport bo karnet 10 wejsc kosztuje 160zl i musze je wykorzystac w miesiac.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku jak ja się cieszę, że u mnie Benefit to tylko ułamek, jakieś 10-15% a mam małe Studio. Mam kliku klientów z Benefit tzw Hard User's. Chodzą do 12 razy w tygodniu !!! i troche zwykłych użytkowników co chodzą 2-3-5 razy. Wiadomo ze jak ktos jest codziennie ze dwa razy to nie zawsze podpisze liste na biezaco. Benefit raz wpadl na kontrole i efekt - wypowiedzenie umowy z mojej winy. Bardzo nie fajnie, bo w umowie z benefitem nie ma zapisu ze podpis musi byc od razy, najwazniejszy jest terminal, podpisy mam zadbac aby byly wogole i jak wysylalem raport to byly. Benefit nawet nie raguej na moje pisma, nigdy tez nie dostalem pisemnej odpowiedzi na wczesniejsze moje pytania i watpliwoasci co do ewidencjonowania wejsc, a juz predzej im to zglaszalem ze mam problem z podpisami. Przeciez klient ma swoja wole jak wychodzi bez podpisu tylko rzuci na odchodne podpisze nastepnym razem to go nie bede gonil. Nie polecam bo zrobia z Ciebie glupiego. A wszystko dlatego ze mam fajne miejsce i to do mnie sie ludzie staraja chodzic na zajecia.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawe, czy równie niefrasobliwie podchodzisz do kwestii opłacania zajęć przez klientów - "przyszedł, nie zapłacił - a, nie szkodzi, może następnym razem"...

    OdpowiedzUsuń