środa, 20 listopada 2013

Wojna polsko-polska

Zawitała też do krainy fitnessu, a jak.
Bo czymże jest Polska bez wojny polsko-polskiej.
Temat doprawdy dowolny.

Więc ci co chodzą na spinning, z pogardą patrzą na ćwiczących pilates. Bo się nie spocili.

Ci co byli na pilatesie, przewracają oczami na tych, co idą na TBC. Bo będą robić głupie podskoki.

Ci co chodzą na TBC, z wyższością patrzą na chodzących na pole dance. Bo wiadomo, kto na to chodzi.

Uczestnicy zajęć pole dance patrzą z góry na uczestników Zumby. Bo przecież do Zumby nic nie trzeba umieć.

Miłośnicy Zumby z politowaniem patrzą na miłośników sztang. Bo to takie bez wdzięku.

Ci co machają sztangą, mówią, że na jodze tylko leżą.

Ci co chodzą na jogę do szkoły jogi, patrzą z góry na tych, co na jogę chodzą do fitnessu.

Długo tak mogę.
W dowolnych konstelacjach.
Dobrze się napatrzyłam na fejsie i nasłuchałam w szatni.


http://remekdabrowski.blox.pl/2012/11/kod-html.html

Może wyluzujmy trochę?
Może niech każdy robi to, co mu służy i sprawia przyjemność?

PS. Kiedy miałam lat dziesięć czy dwanaście, podczas rekrutacji do takiej jednej placówki miałam dyskutować z innymi wybitnie wybitnymi dzieciaczkami na temat wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Bardzo zawzięta była ta nasza dyskusja, aż się komisja rozochociła, i podrzucała  nam dodatkowe wątki pod rozwagę. Tyle że byliśmy podówczas dziećmi niewinnymi i nieświadomymi istnienia mniemanologii stosowanej, dzięki czemu nasza debata miała świeżość i urok niedostępny debatom prowadzonym później. 

Skąd ten przydługi wstęp? Otóż, śmiem sądzić, że perory zwolenników jedynej słusznej drogi aktywności fizycznej jako żywo przypominają te mądrości nieletnich, z argumentami o tyle śmiesznymi, że wynikającymi z niedostatku tego czegoś, co Anglosasi zgrabnie nazywają big pic. Howgh.

1 komentarz: