czwartek, 16 stycznia 2014

Flow Pilates (albo i nie)

Źródło: 
Trochę przypadkiem trafiłam ostatnio na zajęcia Flow Pilates. Nie na tyle przypadkiem jednak, żeby nie mieć wcześniej chwili czasu na sprawdzenie, czego się mogę spodziewać - przejrzałam jakieś filmiki na YouTube z paniami rolującymi się w górę i w dół, turlającymi się po macie i takie tam. Ha, trudno, jakoś to przeżyję, pomyślałam - chociaż metoda Pilatesa znana jest mi od dekady (serio, na pierwszych studiach chodziłam - wszyscy znajomi, którym o tym mówiłam, musieli łączyć się z internetem przez modem, żeby sprawdzić, co to takiego), to jakoś nigdy nie udało mi się pokochać jej miłością szczerą i czystą.

A na zajęciach - szok.
Muzyczka sobie gra francuska jakaś.
Pilates to to nie jest, ale flow - jak najbardziej. Może i to na tym polega, ja tam nie wiem.
Najbardziej to przypomina taniec nowoczesny.
W pierwszym momencie układ - czarna magia.
Ale po godzinie prawie wszystkie - poza dezerterkami, które twardo odmówiły współpracy w turlaniu się po podłodze - dzielnie robimy wszystko. Łącznie z efektownym przetoczeniem się przez barki z odwłokiem w górze. Podłoga w klubie wyczyszczona ze wszystkich brudków. Kurtyna.

Zapomniałam, że tak bardzo lubię tańczyć. I że brakuje mi narzędzi, żeby się w ten sposób wyrażać. Ale można to nadrobić.
Wyszłam przeszczęśliwa.
Za tydzień wracam.



2 komentarze:

  1. Hmm brzmi jak flow dance. A flow dance jest mmm :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też było mmm:) Wprawdzie były jakieś niby-pilatesowe figury, ale chyba tylko dla przyzwoitości:)

      Usuń